czwartek, 30 maja 2013

13 000 wysp, czyli... jezioro Saimaa!

Saimaa to jeden z największych kompleksów jezior na świecie, położony w południowo-wschodniej Finlandii, powstały podczas ostatniego zlodowacenia. A jak ten cud natury wygląda w liczbach? Ponad 13 000 wysp o łącznej powierzchni przekraczającej 600 km2. Największe z nich ciągną się kilometrami; najmniejsze to zaledwie kilka metrów kwadratowych skały. Długość linii brzegowej wynosząca aż 15 000 km. to światowy rekord, jeśli chodzi o jeziora.  Powierzchnia całego kompleksu to ponad 4000 km2, a właściwego jeziora Saimaa - ponad 1300 km2. Nic Wam te liczby nie mówią? To wyobraźcie sobie jezioro 10 razy większe niż Śniardwy!

Saimaa - krajobraz typowo fiński; fot.: Adam Zegiel



Saimaa, Finladia; fot.: Adam Zegiel
Nie lepszego sposobu poznania tego niezwykłego rejonu niż wypożyczenie kajaka lub kanadyjki. W 2008 r. taka przyjemność kosztowała mnie 20 EUR za cały dzień. To bardzo tanio, jak na warunki fińskie, bo jednorazowy przejazd autobusem komunikacji miejskiej to wydatek 3 EUR!

Roślinność fińskich pojezierzy; fot.: Adam Zegiel



Kolorowe mchy, Saimaa; fot.: Adam Zegiel
 Jeśli trafimy na ładną pogodę to wrażenia są nie do opisania! Wysp i wysepek jest mnóstwo. Jedna wielka i zamieszkana, a druga tak maleńka, że z trudem można przycumować kajak. Cały dzień wystarczy na odwiedzenie przy najmniej kilkunastu, bo od jednej do drugiej płynie się zaledwie kilkanaście, czasem kilkadziesiąt, minut.

Skaliste wysepki na jeziorze Saimaa; fot.: Adam Zegiel



Białe mchy, Saimaa; fot.: Adam Zegiel
Odwiedzenie każdej kolejnej uzależnia coraz bardziej - chcesz więcej i więcej. Jeszcze jedna, jeszcze tylko tamta... O! A ta jest tak blisko! Muszę jeszcze ją odwiedzić! 

Skaliste brzegi licznych wysepek, Saimaa; fot.: Adam Zegiel


Dobijam do brzegu, wyciągam kajak i mam wrażenie, że jestem pierwszym człowiekiem, który na niej stanął. Wszystko jest takie dziewicze, nieskażone jakąkolwiek działalnością człowieka, a czekający na brzegu kajak daje niesamowite poczucie wolności. Nic nie muszę - nie muszę kupić biletu, nie muszę być na czas w porcie... 

Wyspy, wysepki, Saimaa; fot.: Adam Zegiel


Za to wszystko mogę! Mogę wylegiwać się na wielkich, puszystych kępach białego mchu i łapać promienie słońca... Mogę obejść całą wysepkę dookoła, zdobyć najwyższe wzniesienie wiedząc, że nigdzie nie muszę się spieszyć... Mogę po prostu wskoczyć do kajaka i popłynąć na następną! 

Od wysepki, do wysepki... Saimaa; fot.: Adam Zegiel
Skaliste wybrzeża wysp, Saimaa; fot.: Adam Zegiel
Dookoła nie ma żywej duszy... czasem tylko mijam, w odległości kilometra (a może więcej?) miejscowych rybaków. Machają na powitanie! To bardzo fińskie... tutaj wszyscy (no dobra - większość;)) się uśmiechają, są pomocni, życzliwi i niesamowicie ufni:) Podoba mi się!

Roślinność jeziora Saimaa; fot.: Adam Zegiel


Uwaga! Nawet jeśli macie mapę i kompas, dla własnego dobra wracajcie tą samą drogą, którą przypłynęliście - wysepek jest tak dużo, że możliwości zgubienia się są ogromne... wiem co mówię;)

czwartek, 23 maja 2013

Miasteczko Nokia - miejsce narodzin fińskiego giganta

Zastanawiałeś(aś) się kiedyś skąd pochodzi Nokia? Mówisz, że z Finlandii, tak? Masz rację, ale Finlandia to dość duży kraj, o powierzchni porównywalnej z powierzchnią Polski. Zatem skąd dokładnie? I skąd się wzięła nazwa najpopularniejszych telefonów komórkowych na świecie? Odpowiedzią na oba te pytania jest niewielkie miasteczko, położone w środkowej części Finlandii, 15 km. na zachód od Tampere, które nazywa się... Nokia!

Nokia w Nokii, czyli miejsce narodzin fińskiego giganta; fot.: Adam Zegiel



Dawne zakłady Nokii w Nokii; fot.: Adam Zegiel



Fredrik Idestam
Wszystko zaczęło się w 1865 r., kiedy Fredrik Idestam postanowił założyć swoją pierwszą... wytwórnię masy papierniczej. Nie, to nie jest pomyłka - Nokia początkowo działała jedynie w branży drzewno-papierniczej. W 1898 r. w innej części kraju powstały Fińskie Zakłady Gumowe. Bliska współpraca obu firm doprowadziła do tego, że na rynek, pod marką Nokia, weszły... kalosze, opony i mnóstwo innych wyrobów z gumy! W 1912 r., jako niezależna firma, powstaje Fińska Fabryka Kabli. Produkuje ona na potrzeby telegrafów i najnowszego w tamtych czasach krzyku techniki - telefonu. Po 50 latach istnienia, w fabryce zostaje założony Dział Elektroniczny, który wyprodukował pierwsze elektryczne urządzenie na potrzeby elektrowni atomowej. W 1967 r. wszystkie trzy przedsiębiorstwa łączą się w jedno i dalej działają pod nazwą Nokia Corporation. W 1981 r. w Skandynawii rozpoczęła działalność, pierwsza na świecie sieć telefonii komórkowej - NMT (Nordic Mobile Telephone) - a Nokia wyprodukowała dla niej pierwsze modele telefonów... samochodowych. Rok 1987, to premiera pierwszego, w miarę poręcznego telefonu przenośnego. Nazywał się Mobira Cityman i kosztował "jedyne" 24 000 marek fińskich, co w przeliczeniu daje... 4560 EUR! Ta pierwsza komórka zyskała przydomek "Gobra". Wszystko za sprawą zdjęcia Michaiła Gorbaczowa, który będąc z wizytą w Helsinkach i używając tego urządzenia, łączy się ze swoim ministrem w Moskwie. Na pierwszy mikrotelefon fińskiego koncernu trzeba było czkać do 10 listopada 1992. Wtedy światło dzienne ujrzała Nokia 1011, której nazwa pochodzi od daty premiery. Dalsze lata, to niezwykle dynamiczny rozwój całej branży - większe, wydajniejsze, kolorowe, polifoniczne, ale... nie brakuje Wam czasem Snake'a?;)

Obecna siedziba Nokii w Espoo; fot.: Zarex, Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0


Dawne zakłady Nokii w miasteczku Nokia można zwiedzać. Dostaniemy się tam za kilka euro autobusem z Tampere - największego miasta regionu i jednego z największych w Finlandii. Zdziwi się jednak ten, kto (tak jak ja) spodziewa się interesującego muzeum, ekspozycji, czy przewodnika, który opowie historię fińskiego giganta. Kiedy dochodzimy do celu naszym oczom ukazują się zaniedbane hale, fabryki, magazyny i kominy. Nic nie jest zamknięte, nic nie jest ogrodzone. W pierwszej chwili nie miałem pewności, czy powinienem iść dalej. Zachęciły mnie tablice informacyjne, które nieudolnie próbowały opowiedzieć historię Nokii. Na tle czegoś, co bardziej przypominało ruiny niż atrakcję turystyczną robiły one dość abstrakcyjne wrażenie. Obejście kilku budynków, przejście kilku opustoszałych alejek i dziedzińców zajęło mi może kilkanaście minut. Powiem szczerze, że byłem w szoku (i jestem do tej pory), że obiekt, który mógłby przyciągać rzesze turystów stoi odłogiem i nikt się nim nie interesuje... no może poza mną kilka lat temu:P

sobota, 18 maja 2013

10 najwyższych budynków świata!

Są smukłe, strzeliste, szklane, sięgają nieba. Drapacze chmur. Trwa nieustająca walka o posiadanie najwyższego z nich. Jeszcze niedawno wieżowiec mierzący 400 m. robił wrażenie. Teraz planuje się budowę pierwszego, który będzie się wznosił ponad 1 km. nad ziemię! Ale to dopiero przyszłość. A jak wygląda ranking najwyższych budynków świata w tej chwili? Zobaczcie sami!

Chicago, fot.: Dalton Reed, Flickr, CC BY-SA 2.0


Miejsce 10. zajmuje Wilis Tower znany również jako Sears Tower. Budynek ten znajdujący się w Chicago, w USA, do 1998 . r był najwyższym budynkiem świata. Tytuł ten został mu odebrany przez wieże Petronas Towers. Początkowo między twórcami obu konstrukcji wybuchł konflikt. Bo jeśli brać pod uwagę wysokość budynku razem z masztami i antenami to wyższy jest Wilis Tower, a jeśli tylko elementy będące częścią konstrukcji budynku (w tym iglice) to pierwszeństwo należy do Petronas Towers. Spór ten rozstrzygnięto to korzyść bliźniaczych wież Petronas ponieważ uznano, że maszty i anteny w zbyt łatwy sposób mogą być zdemontowane lub podwyższone. Wilis Tower liczy sobie 442,3 m. wysokości i ma 108 pięter. Ciekawostką jest fakt, że w czasie silnych wiatrów, wierzchołek budynku może odchylać się od pionu nawet o 90 cm.!

Wilis Tower, fot.: Secret Saturdays, Wikimedia Commons
Miejsce 9. i 8. to bliźniacze wieże Petronas Towers 1 i 2. Zbudowane w 1998 r. w stolicy Malezji, Kuala Lumpur. Liczą sobie po 452 m. i mają po 88 pięter. Są najwyższymi bliźniaczymi budynkami na świecie i najwyższymi zbudowanymi w XX w. Obie wieże połączone są mostem zawieszonym między 41. a 42. piętrem. Wybudowanie tak potężnych obiektów wymagało położenia fundamentów sięgających aż 150 m. wgłąb ziemi! Petronas Towers posiadają łącznie 76 wind, a łączna powierzchnia ich szyb to aż 65 000 m2!

Petronas Towers, fot.: Karl Baron, Flickr, CC BY 2.0


Miejsce 7. należy do International Commerce Centre. Ten znajdujący się w Hongkongu wieżowiec ma 484 m. wysokości i aż 118 pięter. Został oddany do użytku w 2010 r., a na ostatniej kondygnacji znajduje się najwyżej położony basen świata.

International Commerce Centre, fot.: WiNG, Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0
Miejsce 6. przypada Shanghai WFC. Ten drapacz chmu znajduje się w Chinach w Szanghaju i ma 492,3 m. wysokości. Liczy sobie 101 pieter, a na przed ostatnim z nich, setnym, znajduje się zewnętrzny taras widokowy. Początkowo inżynierowie pracujący przy budowie planowali dodać do budynku iglicę, bo wtedy ich dzieło przewyższyłoby budynek Taipei 101 i dopiero powstającą Wieżę Wolności, ale ostatecznie pomysł ten odrzucono. Cechą charakterystyczną Shanghai WFC jest otwór w kształcie trapezu znajdujący się w partii szczytowej. Pierwotne plany zakładały otwór okrągły, ale taki wzór kojarzyłby się z flagą Japonii, czego chciano uniknąć.

Shanghai WFC, fot.: Harvey Barrison, Flickr, CC BY-SA 2.0


Miejsce 5. to słynny Taipei 101, czyli drapacz chmur o wysokości 509,2 m. i 101 piętrach znajdujący się na Tajwanie. Jako pierwszy budynek na świecie przekroczył wysokość pół kilometra. Został oddany do użytku w 2004 r. odbierając tytuł najwyższego budynku wieżom Petronas Towers w Kuala Lumpur. Największym wyzwaniem było zabezpieczenie Taipei 101 przed trzęsieniami ziemi. Było to tym trudniejsze, że w odległości 200 m. od budynku znajduje się szeroki na 10 m. uskok tektoniczny. 

Taipei 101, fot.: daymin, Flickr, CC BY 3.0
Miejsce 4. zajmuje One World Trade Center. Razem z iglica będzie miał 541 m. wysokości. Zostanie oddany do użytku w 2013 r., a powstaje w miejscu zniszczonych w wyniku zamachów, bliźniaczych wież WTC. 541 m. w przeliczeniu na stopu daje 1776 - jest to symboliczne upamiętnienie daty ogłoszenia Deklaracji Niepodległości USA. One WTC bywa nazywany również Wieżą Wolności.

One World Trade Center, fot.: I'll Never Grow Up, Flickr, CC BY 2.0
Miejsce 3. należy do usytuowanego w Mekce, w Arabii Saudyjskiej, Abraj Al Bait. Ten ukończony w 2012 r. kompleks budynków ma aż 601 m. wysokości. Do niego należy aż kilka światowych rekordów! Jest najwyższym hotelem świata, znajduje się tu najwyższa wieża zegarowa na naszej planecie, która posiada największa tarczę zegarową na świecie.

Abraj Al Bait, fot.: Fadi El Benni, Wikimedia Commons, CC BY-SA 2.0


Miejsce 2. to powstający w Dubaju, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, drapacz chmur o nazwie Pentominium. Oddanie go do użytku planowane jest na rok 2013. Razem z iglicą będzie miał wysokość aż 616 m. W momencie ukończenia stanie się najwyższym apartamentowcem świata, bo w przeciwieństwie do większości wieżowców, nie jest przeznaczony na biura i hotele tylko na bardzo luksusowe apartamenty.

Miejsce 1. - rekordzista wśród rekordzistów. Najwyższy budynek świata, niezależnie od sposobu mierzenia wysokości. Mowa o Burj Chalifa (Dubaj, ZEA). Ukończono go w 2009 r. i ma aż 829 m. wysokości i 163 piętra użytkowe! Budowa pochłonęła zawrotną sumę 1,5 mld $.Kiedy przystępowano do jego konstruowania zakładano, że będzie miał "jedynie" 560 m., stopniowo jednak decydowano się na jego podwyższenie do obecnej wysokości. Dolne piętra zajmuje hotel, którego wystrojem zajął się sam Giorgio Armani. Na 128. piętrze znajduje się najwyżej położony taras widokowy świata, a na 158. najwyżej położony meczet. Turyści chcący podziwiać panoramę Dubaju z tego kolosa, wjeżdżają windą poruszającą się z prędkością 10 m/s. Z powodu wielu chętnych bilet na przejazd dobrze jest rezerwować z dużym wyprzedzaniem.
Burj Chalifa, fot.: Jan Michael Pfeiffer, Flickr, CC BY-SA 2.0
"Konkurs" na najwyższy budynek świata ciągle trwa. Obecnie w Arabii Saudyjskiej trwają przygotowania do budowy Kingdom Tower, której wysokość ma przekroczyć kilometr, a w Zjednoczonych Emiratach Arabskich planuje się budowę kolosa o wysokości dochodzącej 1600 m. Ciekawe, jak wysoko jest granica ludzkich możliwości...

środa, 15 maja 2013

Irkuck - miasto, które zapada się pod ziemię

Irkuck to stolica Syberii. I mimo, że nie jest największym miastem tej krainy, to z pewnością najbardziej znanym. Znajdzie się w nim niemal każdy udający się w podróż koleją transsyberyjską. Oczywiście można potraktować go tylko jako miejsce przesiadki, ale zdecydowanie warto poświęcić mu trochę więcej czasu...



Początki Irkucka sięgają roku 1661, kiedy w to miejsce przybył kozak Iwan Pochabow i założył tutaj warowny gród. Położona pośród pastwisk i rzek miejscowość rozwijała się bardzo szybko i już 1686 r. otrzymała prawa miejskie. Najważniejszy dla rozwoju Irkucka był handel - sprzyjało mu umiejscowienie na szlaku handlowym łączącym Europę z Mongolią i dalej Chinami. Zaczęły powstawać domy kupieckie, magazyny na towary i świątynie prawosławne. Początkowo wszystko budowano z drewna - nie trudno się dziwić biorąc pod uwagę bogactwo syberyjskiej tajgi. Pierwszy prywatny dom z kamienia powstał dopiero w 1745 r. Mimo stopniowej popularyzacji budownictwa murowanego, budowle te sprawiają wrażenie ciężkich i siermiężnych. Zupełnie inaczej niż w przypadku obiektów drewnianych, których wykończenie do tej pory budzi podziw. Najbardziej dramatyczny w historii Irkucka był lipiec 1879r. Wybuchł tu wtedy pożar, który przez trzy dni strawił 3,5 tysiąca domów, w tym całe centrum. Odbudowa przyczyniła się do zmiany zabudowy - budynki drewniane zastępowano murowanymi. Doprowadzenie do Irkucka, pod koniec XIX w. kolei transsyberyjskiej  było kolejnym impulsem dla rozwoju miasta. W XX w. najważniejszym wydarzeniem w tym mieście było zbudowanie, w 1956r., ogromnej zapory elektrowni wodnej na, przepływającej przez to miasto, Angarze. O skali projektu niech świadczy fakt, że w wyniku powstania tej konstrukcji, poziom całego Bajkału podniósł się o około 1 metr!

Dworzec kolejowy w Irkucku, fot.: Adam Zegiel


No dobrze. Ale dlaczego napisałem, że Irkuck zapada się pod ziemię? Zwiedzając to miasto niemal w każdej jego części natkniemy się na stare, drewniane budynki. Nie powinniśmy się dziwić, że większość z nich ma okna na poziomie... chodnika! Dzieje się tak w związku z częstym zamarzaniem i rozmarzaniem gruntu, które powoduje stopniowe zapadanie się tych budynków. Niektóre z nich zapadają się niesymetrycznie więc można zobaczyć dom, którego jeden róg jest zapadnięty bardziej niż inne. Sprawia to wrażenie jakby budynek się przewracał...

Domy zapadają się pod ziemię... fot.: Adam Zegiel





Stare domy w Irkucku, fot.: Adam Zegiel
Na przedmieścia Irkucka docieramy autostopem z, położonej nad samym Bajkałem, Sludianki. Zabrał nas przesympatyczny Gruzin, mieszkający w Rosji od wielu lat. Był zdziwiony, kiedy przed wejściem do samochodu upewniliśmy się, że nie będzie chciał pieniędzy. Słusznie twierdził, że brak zapłaty wynika z samej idei autostopu. My jednak, nauczeni poprzednimi doświadczeniami, woleliśmy się dopytać. Do ścisłego centrum dotarliśmy miejskim autobusem. Wysiadamy, kupujemy mapę i szukamy nazwy ulicy żeby się zorientować w sytuacji. Aha... ulica Dzierżyńskiego... Takich niespodzianek w Irkucku jest więcej. Znajdziemy tu ulicę Marksa, Engelsa, Robotniczą, Sowiecką, Partyzancką, Komunistyczną... i oczywiście ulicę Lenina! To jest w ogóle świetny sposób nawigacji i orientacji w rosyjskich miastach - jeśli nie wiesz, gdzie jest centrum, to pytaj o Lenina. Jest prawie pewne, że w centrum jest pomnik Lenina, ulica Lenina, plac Lenina, prospekt Leningradzki... w tej kwestii Rosjanie są dość monotematyczni.

Lenin w Irkucku, fot.: Adam Zegiel
Po zakwaterowaniu ruszamy w miasto. Kierujemy się na południe, w stronę wspomnianej wcześniej zapory na Angarze. Cała budowla ma około 2 kilometrów długości, a jej pokonanie spacerowym tempem zajmuje nam około 40 minut. Po lewej stronie mamy elektrownię i piękne rozlewisko rzeki z dziesiątkami małych wysepek (Angara jest o tyle piękna, że w ogóle nieuregulowana), a po prawej ogromny Zbiornik Irkucki. Gdzie nie spojrzeć, widać wypoczywających nad wodą Rosjan. Po prawej stronie rzeki, zaraz za tamą, stoi przycumowany statek-muzeum. Lodołamacz "Angara", który kiedyś obsługiwał przeprawę promową kolei transsyberyjskiej (bo zanim zbudowano linię okrążającą Bajkał, pociągi były przewożone promami). Po zapłaceniu 100 RUB (10zł) za bilet wchodzę na pokład. Zdecydowanie brakuje mi napisów po angielsku... Zwiedzam całą jednostkę, zaglądam, gdzie się da. Najciekawsza moim zdaniem jest maszynownia, bo pozwala z bliska obejrzeć imponujących rozmiarów silniki parowe. Po godzinnym zwiedzaniu, po trapie opuszczam "Angarę" i dołączam do znajomych. Razem ruszamy do baru, nazywającego się "Pozy na Bajkalskiej" żeby skosztować tytułowego dania. Pozy to nic innego, jak pierogi w kształcie sakiewek nadziewane mięsem. Kupuje się je na sztuki, je rękami (jest ogólnodostępna umywalka  która służy do umycia rąk przed i po posiłku) i smakują wyśmienicie. Należy uważać jedynie przy doprawianiu ich musztardą opatrzoną napisem "ostra". Lubię dania pikantne i jestem do nich przyzwyczajony, ale zjedzenie tego specyfiku w ilości odpowiadającej rozmiarami ziarnku grochu spowodowało natychmiastowe łzawienie, duszenie i brak możliwości złapania oddechu... to może wezmę majonez...

Lodołamacz "Angara"; w tle zapora hydroelektrowni, fot.: Adam Zegiel

Angara w Irkucku, fot.:Adam Zegiel
 Następnego dnia ruszamy do centrum. Po drodze wchodźmy do fokarium. Jak się później okaże, ta nazwa jest mocno na wyrost. Płacimy po kilkaset rubli i znajdujemy się w... małym pomieszczeniu z jeszcze mniejszym basenem (cały ma powierzchnię może 10 m2), w którym znajdują się (chociaż raczej bardziej na miejscu byłoby określenie "są uwięzione") 4 bajkalskie foki. Przez kilkadziesiąt minut treserka zmusza je do bardzo nienaturalnych zachowań - foka zmuszona do udawania żołnierza i pływania z plastikowym karabinem budzi mieszane uczucia. Wyszliśmy nieco zniesmaczeni. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach przechodzimy przez most na Angarze i zaczynamy zwiedzanie centrum. Spacerując po bardzo klimatycznych uliczkach Irkucka docieramy do Cerkwi Spasskiej, czyli najstarszego budynku z kamienia w mieście. Zbudowano ją w latach 1706-1710. Pokonując kolejne kilkaset metrów dochodzimy do Placu Kirowa - centralnego punktu miasta, przy którym znajduje się rażący przykład głupoty i arogancji dawnych władz radzieckich. W miejscu, gdzie znajduje się obecnie szara i nieciekawa siedziba władz Obwodu Irkuckiego stał kiedyś Kazański Sobór Katedralny. Miał powierzchnię ponad 5000 m2 i wysokość aż 60m.! W 1932 r. świątynia została zburzona i zastąpiona stojącym do dzisiaj "koszmarkiem" architektonicznym. Dla jej upamiętnienia w 2001r. wzniesiono tu malutka kapliczkę. Dalej idziemy ulicą Sukhe Batora mijając po drodze Konsulat RP, przed którym dumnie powiewa biało-czerwona flaga. Skręcamy w ulicę Marksa. Równe chodniki, eleganckie butiki, liczne restauracje i knajpy świadczą o tym, że to główny miejski deptak. Dalej nogi niosą nas w stronę ulicy Gagarina, która prowadzi wzdłuż bulwarów nad Angarą. Warto poświęcić więcej czasu na spacer wzdłuż rzeki, która jest wyjątkowo malownicza i bardzo urozmaicona.

Cerkiew Spasska, fot.: Adam Zegiel




Siedziba władz Obwodu Irkuckiego i kapliczka upamiętniająca stojącą tu kiedyś świątynię, fot.: Adam Zegiel

Całe miasto robi na nas bardzo duże wrażenie. Jest czyste i zadbane, a jego architektura jest spójna i nie widać w niej chaosu. Zaskakuje nas jak dobrze komponują się stare, drewniane budynki z nowoczesną zabudową. W całym mieście nie brakuje miejsc, w których, robiąc tylko kilka kroków można cofnąć się o 100 lat, by po kilku kolejnych wrócić do współczesności. Jeśli ktoś by spytał, czy warto zwiedzić Irkuck, to powiem, że zdecydowanie tak! Więcej - to jedno z najciekawszych miast, jakie do tej pory widziałem!

środa, 8 maja 2013

K2 - góra morderca

Około 300 zdobywców i blisko 80 ofiar śmiertelnych. Mowa o słynnej K2 - górze gór. K2 (8611 m.n.p.m.) to drugi co do wysokości szczyt Ziemi. Leży na granicy Pakistanu i Chin w bardzo trudno dostępnym paśmie Karakorum. Przez wielu uznawana za najtrudniejszą górę świata jest marzeniem i najambitniejszym celem wielu wspinaczy. Po raz pierwszy osiągnięta 31 lipca 1954 r. przez dwóch Włochów - Achille Compagnoni'ego i Lino Lacedell'ego, do tej pory pozostaje jednym z dwóch ośmiotysięczników nigdy nie zdobytych zimą (drugi to Nanga Parbat). O wielkim wyzwaniu, jakie stanowi K2 może świadczyć fakt, że po pierwszych zdobywcach, nikt nie stanął na jej szczycie aż do roku 1977.

K2, fot.: Svy123, Wikimedia Commons, CC BY 3.0


Skąd nazwa? Ostra, surowa zupełnie, jak jej właścicielka została nadana w 1856 r. przez pracownika Indyjskiego Urzędu Miar. Początkowo wszystkie szczyty w Karakorum nazywane były według tej samej metody -  litera "K" (od nazwy pasma) wraz z kolejnym numerem. Potem starano się ustalić nazwę używaną przez miejscową ludność, bądź nadać taką, która łatwo się przyjmie. Przykładowo szczyt K3 otrzymał nazwę Broad Peak, a K5 - Gasherbrum I. Tylko K2 pozostał nienazwany. Dlaczego? Prawdopodobnie z powodu wyjątkowej izolacji - góry tej nie widać z żadnej osady stale zamieszkiwanej przez ludzi więc nie udało się odszukać żadnego, lokalnie funkcjonującego imienia tego szczytu.

Dlaczego K2 jest tak niebezpieczna? Przede wszystkim dlatego, że największe trudności techniczne znajdują się bardzo wysoko - powyżej 8000 m.n.p.m. Tereny o tej wysokości są nazywane strefą śmierci, bo człowiek może tu przeżyć bardzo krótko i to też pod warunkiem odpowiedniej aklimatyzacji i posiadania specjalistycznego sprzętu. Nawet przy użyciu dodatkowego tlenu, przeżycie dłużej niż kilka dni nie jest możliwe ponieważ bardzo niskie ciśnienie utrudnia łączenie się jego cząsteczek z czerwonymi krwinkami, co prowadzi do niedotlenienia organizmu, które może skutkować obrzękiem płuc i mózgu. Poza tym powyżej 8000 m.n.p.m. organizm traci zdolność przyswajania pożywienia. Adam Bielecki, polski himalaista i jeden z pierwszych zimowych zdobywców Broad Peak'u opowiada, że kiedy na tej wysokości ruszył na pomoc kolegom, na każdy jeden krok przypadało 8 oddechów, a co trzy kroki musiał odpoczywać. W ciągu 30 min. pokonał zaledwie 50 m. To mówi samo za siebie...

K2, fot.: The Real Kvass, Flickr, CC BY 2.0


Samo pasmo Karakorum, w którym leży K2 uchodzi za bardzo trudne. Szczególnie zimą, kiedy wieją tu huraganowe wiatry, a odczuwalna temperatura spada nawet do -70 stopni Celsjusza. Dość powiedzieć, że z czterech ośmiotysięczników znajdujących się w Karakorum, jeden do tej pory nie został zdobyty zimą (K2), a pozostałe trzy: Gasherbrum II Gasherbrum I i Broad Peak na swoich pierwszych, zimowych zdobywców czekały kolejno do roku 2011, 2012 i 2013. Warunki pogodowe w sezonie zimowym są tutaj tak trudne, że wielokrotnie wspinacze tygodniami czekają w bazie założonej u podnóża góry, na tzw. okno pogodowe, które umożliwi podjęcie próby ataku szczytowego. Takie okna otwierają się jedynie kilkakrotnie, a długie, bezczynne czekanie w bazie nie wpływa dobrze na psychikę himalaistów.

K2, fot.: Stuart Orford, Flickr, CC BY-SA 2.0


Najtragiczniejszym dniem w historii K2 był 1 sierpnia 2008 r. Na szczycie stanęło wtedy aż 18 osób, ale podczas zejścia rozegrał się prawdziwy dramat. Wieczorem od góry oderwał się wielki serak (lodowy nawis), który zabił na miejscu jedną osobę i zerwał wszystkie, rozpięte wcześniej liny, które umożliwiały zejście i tym samym uwięził himalaistów w strefie śmierci  Wśród wspinaczy wybuchła panika - część próbowała schodzić po omacku, część chciała biwakować. Niestety spod szczytu zaczęły odpadać kolejne kawały lodu. Łącznie tego dnia K2 pochłonęła 11 ludzi i aż do 2011 r. nie stanął na niej ani jeden człowiek. Innym tragicznym okresem w masywie "góry gór", jak nazywana jest K2, był rok 1986. W ciągu zaledwie kilku dni śmierć poniosło 13 osób. Część porwała lawina, dla innych zabójcze okazały się lodowe szczeliny i spadające kamienie, a pozostali ze względu na złe samopoczucie fatalną pogodę nie zdołali wrócić do bazy...

K2, fot.: Adam Jacob Muller, Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0
Tragiczny rok 1986 okazał się jednocześnie wielkim dla polskiego himalaizmu. Na szczycie K2 stanęli wtedy Jerzy Kukuczka i Tadeusz Piotrowski. Wchodząc wytyczyli nową trasę pokonując bardzo trudną południową ścianę. Droga ta nazywa się oficjalnie "Polską drogą" i... do tej pory nigdy przez nikogo nie została powtórzona! Jeden z najwybitniejszych himalaistów, Reinhold Messner, pierwszy zdobywca wszystkich ośmiotysięczników, uznał, że droga ta jest tak trudna, że zasługuje na miano "drogi samobójców"! Polscy wspinacze należą do najlepszych na świecie. Potwierdzeniem niech będzie fakt, że spośród 12 ośmiotysięczników zdobytych do tej pory zimą, aż 10 zdobyli Polacy!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...